Pewnego dnia oglądałem razem z moim 10-letnim synem mecz z Niemcami.
Zauważyłem, że po raz pierwszy od czasu, gdy ogląda ze mną mecze, był pozytywnie zdziwiony.
Jednak. Niby się cieszył, natomiast dotychczasowe spostrzeżenia podpowiadały mu, aby być przygotowany na tradycyjne rozczarowanie.
To smutne, ale rozumiem go, bo zwycięstwo które widzieliśmy to mógł być sen..
Po wygranej wyszedłem na balkon, aby zapalić papierosa i zderzyłem się z niepokojącą ciszą.
Żadnych grup kibiców z niegazowanymi napojami w dłoniach.
Brakowało euforii i hymnu „Polacy, nic się nie stało”.
A przecież było to, do czego byliśmy przyzwyczajeni od zawsze.
Obrona Częstochowy i podnoszące na duchu bramki po kontrach.
Gra niezbyt wyrafinowana, ale za to wola walki i poświęcenie.
Cisza, która kuła w uszy i zmuszała do refleksji, wbrew własnemu przekonaniu oraz logice.
Dlaczego nie świętujemy, dlaczego nie słychać fanfar?
Kiedy w zakładzie ogłoszono ruchy i zmiany.
Kiedy można było sadzić, że nastąpi jednak chwila dyskusji, chwila pewnych decyzji, nastąpiła cisza.
Cisza jak makiem zasiał, tylko gdzieś w oddali pokrakiwanie wrony.
I tak jak po meczu z Niemcami, znowu wróciliśmy do szarej rzeczywistości, a pewne rzeczy wracają do chorej normy.
A mogłoby się zdarzyć coś, co można by nazywać cudem, a gdzie indziej jest normalną reakcją .
Pocieszam się jednak, że pozostała mi świadomość podchmielonego kibica, który z sepleniącą dykcją zaintonował: „Polacy, nic się nie stało”.
Który przez chwilę rozglądał się i nasłuchiwał, czy dołączy do niego reszta chóru.
Choć może niesprawiedliwie oceniam sytuację?
Warto jednak zauważyć, że ławka rezerwowych po zafundowanych zmianach, stała się krótka, a zaplecza nie ma i nie będzie.
Faworyzowani przez Zarząd rezerwowi, nie posiadają inwencji i doświadczenia.
Dodatkowo brak im umiejętności nie wspominając, o jakości decyzji.
Że duszenie liderów i operatorów, może zakończyć się udarem mózgu, a w karcie, jako przyczynę poda się niewydolność organizmu, zamiast oczywistego błędu lekarskiego.
Należy jednak przyjąć, że w historii, oprócz zwycięstw i porażek, są jeszcze tzw. remisy zwycięskie.
Zwycięskie, dlatego, że nie są porażkami.
Czy zatem my także mamy do czynienia z takim remisem?
Śmiem w to wątpić, ale oczywiście mam najmniej do powiedzenia.
Bo chodzi o to…….. że remis jest czasem gorszy od przegranej, bo porażkę ponoszą obydwie strony.
Odpowiedzi nie oczekuję.
Równie dobrze mógłbym pytać, co robił cały sztab trenerski, aby zapobiec takiemu rozwojowi sytuacji?
Stwierdzenie, że remis to dobry wynik i będziemy dalej grali na naszych warunkach, które tak bardzo lubimy.
Że mamy swobodę oraz dokonamy przeglądu, stworzymy podsumowanie i odpowiednie raporty, uznaję za niesatysfakcjonującą odpowiedź.
I na tym mógłbym wywód zakończyć, bo z pointy jestem zadowolony, ale niestety zwycięski gol nie padł.
A w takim wypadku potrzebny będzie rewanż, który znowu może pochłonąć ofiary.
Strona www stworzona w kreatorze WebWave.