01 stycznia 2024

PAN PRZEŁOŻONY 3

Pan przełożony, mity czy fakty, chcę na początek zadać proste pytanie:, czego boimy się najbardziej w sytuacji zagrożenia?

Więc cyk Walenty, na bok sentymenty.

Odpowiem za Was - OŚMIESZENIA.

Poczucie humoru ma ten z nas, kto o tym wie i wie także, że on również bywa wesoły... i potrafi się z tego śmiać.

Tak samo jest z zachowaniem.

Boimy się, że przez to, że ktoś wytyka lub dostrzega nasze błędy, ośmiesza nas wobec innych.

O! Wtedy wszyscy obrażają się śmiertelnie, na zawsze, do grobowej dechy.

Teoria taka sobie, jak każda inna powstająca w mojej głowie.

Czy coś z niej wynika? Tak.

Wynika z niej dobitna prawda, że mając rozwinięty zmysł prawdomówności najlepiej otaczać się ludźmi o podobnej cesze.

Wtedy zwyczajnie żyje się łatwiej i prościej.

Właściwie w każdej sytuacji, w każdym zdarzeniu można dopatrzeć się czegoś, czym można ośmieszyć nie tylko przełożonego, ale i pracowników.

Czy istnieje wobec tego granica, której nie można przekroczyć?

Owszem. Jest nią granica dobrego smaku.

Dlatego chcę przeprosić tych, którzy uznali, że taką granicę przekroczyłem.

Nie takie było zamierzenie, co nie oznacza, że materiał był z kategorii fantastyki naukowej.

Wszystkich tych, którzy poczuli się urażeni przepraszam, za użycie ogólników.

Wbrew tym wszystkim, którzy sadzą, że traktuję wszystkich jedną miarą, nie podaję nawet dyrekcji na tacy gotowego dania.

Natomiast artykuł był przełożeniem sytuacji, jaką często spotykają pracownicy.

Nie był także skierowany pod kogokolwiek adresem, aby ośmieszyć go wobec podwładnych.

Niestety nie rozumiem tego, że w wielu przypadkach zostało to w ten sposób odczytane i przypisane do swojej osoby.

No cóż, jeżeli ktoś uważa, że jest pępkiem świata, to się grubo pomylił.

Patrząc na mój „malutki” brzuszek, trudno, aby ktoś dorównał mojemu pępkowi.

Oczywiście istnieje też druga strona medalu.

Czyli tych, którzy przeczytali ten tekst i z pożałowaniem pokiwali głowami.

Zapewne szkoda im tego, że na ich temat, nikt tak szczerze nie napisał.

Może trzeba będzie nadrobić to zaniedbanie?

Powstaje za tym następne pytanie.

Czy taki przełożony, jak opisany w tekście, istnieje w naszym zakładzie?

Trudno byłoby mi wymienić jakąś osobę, może, dlatego że materiał powstał na podstawie różnych przypadków, jako modelowy przykład „super” przełożonego. Ale z drugiej strony gdyby ich nie było w zakładzie, to obecny i poprzedni artykuł nie miałby podstaw, aby o tym się rozpisywać.

A to by była strata dla mojej twórczości, którą staram się systematycznie rozwijać.

Niestety nie stać mnie w pracy związkowej na delikatność.

Serce mi się kraje słysząc podobne przykłady, które wcale nie są kosmicznym żartem.

Niczego tak dobrze nie potrafimy robić jak obrzydzać samym sobie własne gniazdko.

Pomijając tak zwane obiektywne przesłanki, czy rzeczywiście nasz grajdołek jest tynfa wart?

Skoro już los albo my sami skazaliśmy się na pracę tutaj, przynajmniej starajmy się to bytowanie sobie uprzyjemnić.

Jak się odpowiednio spojrzy, nawet tu da się pracować.

Niekoniecznie zaraz pałając bezkrytyczną miłością pracownika do przełożonego, albo odwrotnie.

Ale przynajmniej lubiąc wielu nich, nie zapominając o uroczych walorach przedstawicielek lub przedstawicieli płci przeciwnej.

Szkoda tylko, że w krytycznych sytuacjach wszyscy potrafią tylko poklepywać po plecach …ach jak mi przykro, jakie draństwo, no nie zgadzam się z tym, ale wiesz…. No właśnie.

Social Media

Strona www stworzona w kreatorze WebWave.