O kimś, kto, leci na gotowe, kto lubi mieć wszystko bez pracy, mawia się, że lubi pieczone gołąbki.
Czasem przytacza się też przysłowie "pieczone gołąbki nie lecą same do gąbki".
Po cóż by zresztą miały do niej lecieć, raczej leciałyby smakowitego ziarna.
Jednakże "gąbka" oznacza tutaj nic innego, jak "gębę".
W „Słowniku przysłów polskich” Adalberga znajdujemy coś jeszcze zabawniej-szego:
„Gdzież się one czasy podziały,
Kiedy kiełbasy po świecie latały”.
Zarówno kiełbasy jak i upieczone gołąbki łączy wspólne pochodzenie.
Pochodzą one mianowicie z kraju, którego nigdy nie było na mapie.
Kraju szczęśliwych i zadowolonych wałkoni, próżniaków i obżartuchów.
Kraju gdzie, kto śpi najdłużej, zarabia najlepiej i nikt nie pracuje.
Nikomu niczego nie braknie, bo wszędzie latają pieczone gęsi, a ryby, mięso gotują się same, aby je tylko zjeść.
Niestety w normalnym życiu jest trochę inaczej.
Bez pracy nie ma wyniku, czyli jak powiedział Tadeusz Hadziuk w odcinku „Amerykańska baza”:
- „No nic się nie zmienia od na dupie siedzenia” .
Patrząc, zatem na to wszystko, zastanawiałem się podczas wyborów do rady, ile głębokiej prawdy jest w tym powiedzeniu.
Niby nic prostszego.
Zebrać dwadzieścia podpisów, a później, co, czekać na pieczone gołąbki?
No i bum.
Masz babo placek.
I tak źle i tak nie dobrze.
Bo to kandydaci nie tacy, albo, dlaczego nie tutaj takiego, który nas reprezentuje.
A kto komu bronił, aby ich zgłosić, albo samemu wykazać się inicjatywą.
Najlepiej żeby było tak dobrze, (a może jeszcze lepiej), żeby gołąbki fruwały nad nami tak nisko, aby za wysoko ręki nie podnosić.
Co niektórym z zabrakło samozaparcia i inicjatywy.
Czyimiś rękoma nie wszystko da się zrobić a tym bardziej zdobyć poparcie pracowników.
A przecież nic trudnego było przejść się podczas przerwy po stołówce, przedstawić swoją osobę i poprosić o poparcie podczas głosowania.
Nic prostszego, a na pewno jakiś procent pracowników zapamiętałby taką inicjatywę.
Patrząc na to, od razu kojarzę to z kultową już ławeczką i dysputami, jakie toczą się pomiędzy bywalcami tego miejsca.
I od razu nasuwa mi się na myśl powiedzenie Stanisława Japycza z Rancza:
„Jak źle idzie, to niedobrze, ale jak za dobrze idzie, to też źle”
A my niestety najczęściej twierdzimy, że mamy zawsze pod górę.
W takich sytuacjach wydaje nam się, że inni mają łatwiej.
Bo przecież mają więcej szczęścia, znajomości i są od nas lepsi.
Może jednak warto byłoby wziąć się za siebie i zauważyć, jak wiele potrafię.
Bez oglądania się na innych, czy na przychylność losu.
Wiem, co potrafię i wiem, kim jestem i wiem, jaki we mnie tkwi potencjał.
Nie muszę grać i nikogo nie udaję.
Wierzcie Mi, to ułatwia osiąganie sukcesu życiowego i zawodowego.
Podczas, gdy jedni myślą jak zdobyć pieniądze na chleb, inni martwią się o to, jaka będzie pogoda na wakacjach.
„Jest prawda proboszcza i prawda wójta. I jak się je złoży razem, to powstanie cała prawda” – stwierdził Witebski w jednym z odcinków Rancza.
Banał? No cóż jak to się mówi prawda leży zawsze pośrodku.
Niby nic odkrywczego, ale zawsze jest to jakieś przemyślenie, które powinno nas zatrzymać na chwilę i zrewidować nasze spojrzenie na rzeczywistość.
Może wielu już w tedy nie ruszy dalej, albo stwierdzi, że nie warto się wysilać.
Szkoda energii oraz zdrowia, aby dociekać prawdy i zmieniać świat na lepszy, ciekawszy, bardziej kolorowy.
Przecież on jest taki szary, że trudno w nim znaleźć coś pozytywnego?
Ja jednak cieszę się ze swojego życia.
Też mi się kiedyś wydawało, że mam zawsze pod górę.
Zapewne mam lżej niż wielu z Was, ale są też inni, którzy mają też lżej ode mnie.
Uważam jednak, że zmierzam w dobrym kierunku.
Wiem, że pracując nad sobą dojdę do wyznaczonego sobie celu i coś jeszcze osiągnę.
I co wtedy?
Być może, gdy będą mnie nieśli do grobu, w głowie pracownika zakładu pogrzebowego zatli się myśl:
„Boże, dlaczego on jest taki ciężki? Czego mam zawsze pod górę?”…
Strona www stworzona w kreatorze WebWave.